piątek, 22 grudnia 2017

BLUESnotes I Spowiedź z triady końcoworocznej

Obowiązkowy październik, listopadowa hibernacja i śnieżna materia grudnia - to końcoworoczna triada miesięcy najintensywniejszych w odczucia i zmienne częstotliwości nie tylko w życiu, lecz i na gramofonowych talerzach. W następującej odsłonie kart bluesowego notesu dam bezmierny wyraz własnej chmurze jesienno-zimowych odbiorów.


13 października

Chaotyczne muśnięcia deszczowej klawiatury. Kontrast nocy wabi. Tlącą biel. Mknę. Po strunach kruchych nerwów i krawędziach pamięciowego upojenia. Nie lubię października - rzucam, kreując utopijnie promienną kompozycję, a pogłos tej frazy uwypukla skonfrontowaną pustkę. Uchylam oddechu zaokiennego krajobrazu. Przesądny dzień. Lecz nieprzesądzony. W stanie spojrzeniowej konwersacji z wyświetlaczem elementu zdiagnozowanego jako narzędzie sterujące znużonym istnieniem, rozpatruję czasową metamorfozę. Filozoficzny ruch wnętrznego zadumania wyzwala we mnie muzyczne łaknienie. Wyprostowana krążę w ogrodzie hipisowskich okładek. Dziś łączę się z boską Janis, której prochy wrzucone do morza na kalifornijskim wybrzeżu niemal pół wieku temu pochłonęła błękitna fala dostatecznej miłości.

17 listopada

Mrok spowity pajęczynami dymu. Dzień poległ odcieniami. Chodniki przykrywają szarości, a ptaki mruczą balladę o przyćmionym niebie. Z każdym następnym obłokiem, w słuchawkach zanika pasmo błękitu. Nasilając głośność na skalę ponadgraniczną, próbuję odnaleźć bliską żywotność. Pauzuję. Wybrnęłam z etapu (przejściowego) zaduszkowego powiązania śmiertelności oraz wolnościowej klasyki pieśni. Dosadny standard listopadowej chandry wzmaga nadwrażliwości. Taktyka umyślnie buntuje milczenie. Wyciągam opuszki. Ustawiam talię, a klarownym źródłem oddechu rozpromieniam. Tańczę. I jestem - on the sunny side of November.





21 grudnia

Szal oziębłych idei opadł dreszczem na przyzwoitość. Uwadze chłodu umykam. Czego wyrazem jestem? Moja uległość wobec pobladłej próżni emocjonalnej rozgrzesza kolejny beznamiętny ton. Pragnienia duszy słaniają się pod naciskiem sumiennej litości. Chwytam śnieżne frazy, które ranią przeszyte mrozem kostki palców. Zanikającym okruchem głosu. Nucę. "Wszystko musi się zmieniać. Nic i nikt nie pozostaje niezmiennym. Młodość dojrzewa, a tajemnice się wyjaśniają. W życiu niewiele jest rzeczy, których możemy być pewni, z wyjątkiem tego, że deszcz pada z chmur, słońce rozświetla niebo, kolibry latają... A muzyka doprowadza mnie do łez." Ciepły strumień wiary błysnął na rumianym obliczu. Koję gorycz westchnień. W grudniowym koncepcie wyjątkowych idei, wyzbywam bezkształtną ciszę. Kontynuując opowieść wyraźnych kroków, przekraczam próg puenty. Nie ma innych dróg. Są tylko te, które prowadzą w miejsce przeznaczone. Miejsce jaśniejące w twoim spojrzeniu.  Do domu. 







Mgła
Na policzku muska ślad
Srebrem bieli kadr 
Puch stopionych korytarzy

Twój niewyraźny cień 
Pod chłodną kołdrą ziemi blizn
Oddechów pusty strumień
Odnalazł nasze płuca myśli

Cisza w murach 
W śnieżnym wirze
Rozpędzonych aut
Gra
Zimowa parada snów
Śnieg upada 
Zakrywa drogi inne

Miotają firan korony
W przeciągu drobnych płatków
Gałęzie głaszcząc okno
Dźwigają nocny zamęt

Woń ściętych igieł
Korzenny rozprosił smak
Wymiary lotnych świateł
Migocą


W rejonach bezkresnej wyobraźni otoczmy nasze zmysły szorstkim licem wełnianego pledu. W poczuciu pomarańczowo-goździkowej melodii zimowego uśpienia, przebudźmy nasze uczucia. Podarujmy światu cząstkę poświęcenia. 
Nas.

/mbluedrag

piątek, 29 września 2017

BLUESnotes I Święto błękitnie pokręcone

      16 września

       Powieki uchylił mi czuły, skoncentrowany promień, uwolniony z żaluzji błękitu. Przebudzona z potulnej harmonii snu, ckliwie smagając stopami oziębłą posadzkę w takt wstępnej fazy świtu, podążałam za dźwięczną duszą. Duszą starego bluesmana z sześcioma strunami w dłoni i harmonijką między spierzchniętymi wargami. Duszą o oczach wyblakłych, zwilżonych buntu łzami. Niewolnika metrum swego serca i brata sił skrajności.
      Ruchem pewnym zwróciłam wskazówki palców, dobierając winylowe kompozycje. Igła wzbudziła częstotliwości, a my, wkręceni w ich historyczny rys, znaleźliśmy się w wodzie błękitnej i czarnej zarazem, głębokiej, wartko zmierzającej ku krainie snów i marzeń.
      Znam ją wyłącznie z czarnych krążków. Z nieregularnych trzasków i szelestów. Z tych zmierzchów i świtów, wieczorów oraz poranków, dni pełni, gdy walczę o bezkres żywotności gatunku, dzięki któremu funkcjonuję.
     Duch bluesa uwolnił finalną łzę, lecz zanim wiernie wniknął w pokłosie polnych fal, odrzekł:
"Starzy bluesmani powoli wymierają. Blues zniknie razem z nimi. Ale dopóki ostatni bluesman śpiewa bluesa, dopóki nie zamknie oczu. Blues będzie żył"   
                                                                                                                            Bud Spires  


   23 września
  
      Wyszeptane, wymrugane, wyszyte z mglistej pajęczyny oddechów. Rumiane lica drzew posępniały od ciężaru kasztanowych refleksji... Słyszymy 'blues nie umarł', lecz wiecznie dążymy do 'utrzymania go przy życiu', jakbyśmy mimo wszystko przeczuwali nadciągające z jesienną równonocą zwieńczenie błękitnej epoki. Gatunek ludzki wrzucony w nieuchronne przemijanie z coraz to rosnącą prędkością, jednostką czasu i postępu pomija momenty wrażliwości. Spłyca odbiór, miesza z niepowiązaniem, zamraża w idei minionego trendu. Wyzbywa. Z bielą w żył nieczułych więzach.
      Jednak siedem wschodów w przeszłość w całej Polsce wybrzmiało nasze rodzime święto - Dzień Bluesa. Przekrojem muzyczno-geograficznych krain, od Ślązaka po Kaszuba celebrowaliśmy ku wieczności tego, co osobiście uznaję za prawdę istnienia uchwyconą w słowach i wzmocnioną prostotą dźwięku, tak dosadną w wyobrażeniu, tak szorstką, zachrypniętą, a czułą. W rocznicę narodzin B.B. Kinga - podjęcia przez 'króla' misji niesienia bluesa i kształtowania jego muzycznej tożsamości, dwanaście lat temu Polskie Stowarzyszenie Bluesowe ustanowiło coroczną tradycję, udowadniając nasze przywiązanie do legendarnych tonów.
      Polacy czują bluesa. Rozumieją go. Mamy własną kolebkę, swoisty bielszy odcień brzmienia. Propagujemy bluesową prasę i audycje radiowe. Posiadamy swoje wzorce, ludzi bluesa, muzyków polskiej sceny bluesowej, którzy uświadamiają nas w jego postaci. Blues jest wśród nas. Blues będzie żył - dopóki my go nie zatracimy. Dopóki będziemy się wzajemnie słuchać. Blues nie umrze. 

/mbluedrag



piątek, 8 września 2017

Ogłoszenie, przemyślenie, oddech bluesa

     Sporo czasu zajęło mi podjęcie decyzji o wyjaśnieniu jednej sprawy w owej pisemnej formie, więc w ostatnim momencie formułuję to pilne ogłoszenie, przy okazji całość oprawiając historią z nieoczekiwanym zakończeniem...
     Kilka tygodni temu odebrałam wiadomość, w której zostałam poinformowana o zawieszeniu projektu wrześniowego koncertu w tzw. "Sercu Bluesa". Pozwolę zostawić to bez komentarza, gdyż nawet nie mam pojęcia jakie są dalsze losy tego przedsięwzięcia i czy planowany na jutrzejszą datę koncert się odbędzie. Odłączam się od tej kwestii.
     Chciałabym tylko wyznać, że uderza mnie dzisiejszy stosunek do muzyki. Każdą sferę miesza się ze sprawami w żaden sposób niepowiązanymi. Ale nie ją. Nie muzykę. Poświęcasz się czemuś całym błękitem Twej duszy - fakt. Lecz robisz to właśnie dla niej. Nie dla ludzi - oni są tylko odbiorczymi elementami (mimo wszystko niezwykle istotnymi) ale to ona, tak, to ona jest symbolem niezależności. Harmonią czucia. Muzyka spaja nasze wrażliwości. Spaja nas. Odetnijmy się od tego brudnego, zmanipulowanego otoczenia, zacznijmy oddychać - bluesem.
     Na tym poprzestanę wyliczankę pełną niezrozumienia, ale również ulgi. Gdyż tylko wizja nadciągających z jesiennym powiewem dni przywróci nadzieję. Szykuję dla was coś.. Cii... Dobrej nocy!  


Schwytanym w deszczu.       /mbluedrag

niedziela, 3 września 2017

Inaczej - czyli o jesiennym obliczu bluesa

     
     To już moment. Gdy sierpniowy zefir gładzi zatroskany pogląd na tykanie. Godziny buszują. W niewinnej cieśninie polnej ścieżyny triumfuje poczucie letniego przemijania. Pod chaotyczną serią zdarzeń musisz. Odnaleźć rytm.
     Wakacje to w moim uporządkowanym i obowiązkowym stylu funkcjonowania okres zbytniego rozleniwienia. Świadomość braku potencjalnego przymusu rozkłada plany, darzy pasmem zadań, a jednocześnie pozbawia możliwości. 
     Minął kolejny miesiąc. Trzeba się pozbierać, stanąć mocno na nogach, zacząć wdrążać do stanowczej melodii, chłodnej, lecz efektownej solówki w wizji wrześniowego startu. Większość z nas wraz z poniedziałkowym porankiem powędruje do wszelakich placówek i instytucji w celu kontynuacji swoich edukacyjnych, czy zawodowych etapów. A inna część dalej popłynie z nurtem pięknej spontaniczności. Jednak we mgle przygotowań do jesiennej szarugi dochodzę do fascynującej konkluzji - człowiek uczy się przez całe swoje życie.
     Czym innym jest płaszczyzna muzyczna - w tej sferze człowiek uczy się z każdym kolejnym dźwiękiem, z każdą emocją, jaką na nim ten dźwięk wywiera. Niebywałe doświadczanie melodii i brzmień staje się naszą codziennością, niemalże obowiązkiem. Dlatego na sympatyczny i spokojny początek chciałabym życzyć nam, abyśmy swoje standardowe układy dnia traktowali niczym muzykę i aby nam w tych schematach bezustannie towarzyszyła... Będzie milej!
     Dzisiaj już zwięźle, stanowczo, z otwartym umysłem i w granicach metaforyczności, lecz jak zawsze - od serca dzielę się słowem. Dzisiaj czuję, że wszystko dzieje się inaczej. Lecz nie usypiajcie błękitnej nadziei, gdyż będę powracać do Poczekalni Bluesa z, jak sądzę, inspiracyjną innowacją w postaci znacznie rozbudowanej. Oczekujcie. Muzyka uczy cierpliwości. Więc noście ją wiecznie ze sobą i w sobie. 
     Miłych, jesiennych odbiorów    /mbluedrag


PS. A tu drobna mieszanka minionych i następujących inspiracji, smaczek wakacyjnych wspomnień oraz powracający jesienny sentyment. Oby dwie pozycje - moje ukochane, osobiste, intymne, z poświatą subtelności tych dwóch, wspaniałych kobiet. 



środa, 16 sierpnia 2017

BLUESzapowiedź I Ku wieczności "Serca Bluesa"

Pięć liter. Sylaba z akcentem zza oceanu. To pozaziemska energia, krążąca w naszych niebiańsko-piekielnych żyłach, która poniesie nas w muzyczne przestworza już niebawem. Gdy schludnie wyglądająca młodzież w letargu pożółkłych liści pomaszeruje do placówek oświatowych, gdy rozpocznie się nadciągających obowiązków tryb... Toczący się kamień uderzy w oruńskie "Serce Bluesa" oraz wybudzi rutynę z milczącej chandry, rytmicznie rozrusza i wystrzeli w kosmiczne rejestry! Kosmos, żywioł i blues - to słowne trio trafnie zapowiada najbardziej klimatyczne i efektowne wydarzenie tej jesieni w Trójmieście.


9 IX

"Serce Bluesa" - Bluesowy Ogród prezesa Edmunda
To czasoprzestrzenna kropka, w której bycie najczarniejszy gatunek zakorzeni się na emocjonalnej orbicie odbiorców. A zacznie się niewinnie od... toczenia! Pełna dźwięku platforma towarowego Mercedesa wyruszy ulicami Gdańska w kierunku skąpanej w jesiennym słońcu Oruni. Pośród wyrwanych z melodii przemyśleń i haseł, w eskorcie motocyklistów i spadających z zakątków bluesowego Wszechświata harmonijek, wytworzy się nastrój niczym w land of dreams.

Oprawa

Mark Olbrich Blues Eternity feat. Jimmy Thomas
Oprócz efektów specjalnych, stanowiących niebywałe zjawisko, liczy się przede wszystkim moc dźwięku. Moc bluesa. "Przylecą prosto z Londynu i Luizjany. Grali m.in. z The Rolling Stones, Tiną Turner, Lou Reedem i Bobem Marleyem. Teraz zagrają w charyzmatycznym "Sercu Bluesa" na Oruni, aby uczcić jego wieczność." Mowa oczywiście o "Bestii" gitary basowej - Marku Olbrichu i jego towarzyszach: Paul Lamb (blues harp), Eddie Angel (guitar), Joe McCormack (keybords), Sam Kelly (drums), którzy wspólnie okryli swój los wieczną chwałą muzyki ich dusz. Czyli, profesjonalnie rzecz ujmując, przed państwem Mark Olbrich Blues Eternity! A z nimi - szczery wokalny diament - Jimmy Thomas. Celebracja melodyjnych momentów z tą bluesową śmietanką rozpali w publice rodzaj odlotowej energii. Jak twierdzi sam leader, obcowanie z odbiorcami ich bluesowych opowieści to "coś jakby zbiorowa manifestacja miłości". Rolę priorytetu w zespole odgrywają spontaniczność i siła wspólnoty. A repertuar to wprowadzenie do świata lat 40-tych i najbliższych trzech dekad, świata, w którym inny odcień skóry wyznaczał życie przeznaczone z góry na skazanie. Lecz właśnie pieśni tych skazańców uwarunkowały muzyczny nurt, z którego czerpano wzorzec niezbędny dla rozwoju muzyki rozrywkowej. Bunt, protest, krzyk i pragnienie wolności - to motywy, których doświadczymy tego dnia. Przeniesiemy się do elektrycznych brzmień Chicago i Nowego Orleanu, oddamy się również fali autorskich kompozycji bandu. Jednak, zanim gwiazdy pojawią się na nieboskłonie, na scenie, w otoczeniu tak bliskiej "Sercu Bluesa" natury i zielonej trawy, zaprezentuje się bydgoski Green Grass. Piszą o nich "Ludzie dobrego bluesa", a ten, wykonywany przez nich nosi miano "mistycznego" i jest opisywany epitetami: zielono-czarny, trawiasty. W przypadku tej prezentacji zasięgniemy tradycji rodzimego gatunku, w tym klasycznych evergreenów. Nie zabraknie również pewnej zjawiskowej osobowości. Larry Ugwu - artysta-urzędnik, który z muzyką w walizce polepsza wizję świata. Do naszej błękitnej mieszanki doda rytmiczną poświatę melodii etnicznej. Na chwilę zjawimy się i my z panem Jaro Felixem Reglińskim w delikatnej bryzie moich ukochanych standardów... Podsumowując, nieco kolokwialnie - będzie się działo! ;)

Green Grass & Edmund Sumisławski

Majka

Istnieje w tej naszej błękitnej, podniebnej sferze jedna, wyjątkowa gwiazda. To ona sprawia, że bezustannie czuwa nad nami duch bluesa. Tym promieniem wieczornej zorzy, jest właśnie Majka. Historia Fundacji Rollin' Stone of Blues jest ściśle powiązana z osobą Marii Jurkowskiej, tak istotną w działaniach mających na celu propagowanie czarnej muzyki w naszej ojczyźnie, aż w końcu patronką fundacji. Dzięki wybitnej dziennikarce, autorce m.in. audycji "Blues wczoraj i dziś" idea powstania tej organizacji dojrzała i marzenia jej inicjatora się urzeczywistniły. To w wyniku spotkania z głosem tej kobiety, on - oczarowany magią diabelskiej muzyki, zaczął podążać w jej ślady.


Ed

Dwa wyrazy. Człowiek blues. To określenie w punkt oddaje charakter pana Edmunda Sumisławskiego, na którego barkach spoczywają (śmiało mogę przyznać) działania jego pionierki. To kolejna, na równi z Majką, istota, bez której my, ludzie młodzi, łaknący zaszyć się w źródłach śpiewu duszy, nie mielibyśmy możliwości obcowania w owej strefie, na tak szeroką skalę. Powstają kolejne pomysły. Znany wszystkim projekt Blues Muzeum za moment nabierze odpowiedniej formy, by, jak wspomina pan Ed, godnie reprezentować wielkość bluesa.

Jednak, póki co, zachęcamy wszystkich, którzy noszą w sercu 'tą pozaziemską energię', do czynnego wzięcia udziału w wydarzeniu o prawdziwie bluesowym tonie! Na dokładkę informacja o dodatkowych atrakcjach w postaci wspólnego bicia rekordu Guinessa na jak największą liczbę osób grających jednocześnie na uwzględnionych powyżej harmonijkach (esencja!). Przewidziane również wspólne (a jak!) jam session jako zwieńczenie tego wieczoru. Bo to my - połączone w swoistą melodię drobne ogniwa, niebieskie nutki - jesteśmy bluesem. I z nawiązką.

                                                                                  /mbluedrag

sobota, 22 lipca 2017

BLUESinterview I The Missing Part

     W rezonansie kojących kropel upajam się taktem zaokiennej historii. Po chwili jednak żegnam taflę jednobarwnego wymiaru i postanawiam wyzbyć się rozmytych, bezkształtnych, kontrolowanych partii harmonijnego systemu mojej emocjonalności. Świadomość momentu podsuwa mi pod nos coś, co nadało ich istnieniu pełni. I znów. Zamykam się pod pierzynową warstwą swej wieczornej niezależności. Próbuję drgnąć kanałami myślowymi, które rozstrojone niczym odgłos chrapanej opowieści zza ścian, inwazyjnie kreują rezonansowe wypustki w obłęd nocnych fasad. Budynki rozgrzebanych łóż. Strzegą mej obecności. Bladość odbita w ciemni puchowego jaśka wiruje zziębniętym wzrokiem na pożyczone światła. Dynamiczna melodia ruchów. Zgrabną  inwencją  splecionych  fraz  poluję na zagubioną część, brakujący element. Ukaże się. Partia melodycznych okruchów. Dwóch.
     The Missing Part. Duet błękitnych przełomów, powstały z głosu bieszczadzkiej duszy Natalii Kwiatkowskiej i gitarowego serca Roberta Kapkowskiego. Współbrzmienie tego akustycznego duetu uwolniło we mnie pozytyw bluesowej mocy i nastroiło pewien majowy wieczór podczas koncertu "Pod Orłem".


     Ona - kobieta o kwiecistym głosie, wnętrzu i wrażliwości. Artystka, która kilka lat temu na dobre uwarunkowała swój pobyt na polskiej scenie muzycznej, głównie bluesowej. On - pozytywnie pokręcona, ekscentryczna osobowość, której aktualny stan instrumentalny był tylko kolejną możliwością. Mimo to odnalazł w tym 'plumkaniu' życiowego druha. Połączył ich utwór "Little Wing" Jimiego Hendrixa, dzięki któremu wyznaczali wspólną ścieżkę pod skrzydłami krakowskich jam session. A co było wcześniej?

     Dzieciństwo Natalii to w romantycznym skrócie bieszczadzka otoczka przeplatana regionalnymi melodiami. Mama wokalistki karmiła ją magicznymi porcjami pieśni rosyjskich i poezji śpiewanej, a w późniejszym okresie była wokalną kompanką w wykonywaniu pieśni łemkowskich i ukraińskich. Natalia z rodzinnej Cisnej udała się do Krosna w celu kontynuacji nauczania w liceum. Oświatówkę połączyła wówczas z roczną przygodą w szkole wokalno-aktorskiej. Lecz dopiero na studiach w Krakowie jej świat przewrócił się do góry nogami. W tym czasie rozpoczęła się też przygoda Natalii z jam session w krakowskim klubie Ptasiek - gdzie poznała go.
     Go - czyli Roberta, którego każdy muzyczny krok wyznacza szerokie spektrum metod oraz możliwości. Gdy spytałam skąd wytrzasnął koncept na gitarę, odparł - gdyż ten na bębny nie wypalił. Zaczęło się od krótkotrwałej przygody z  klawiszami w podstawówce. Nie była to jednak udana próba. Młody Kapkowski nie przestawał szukać, dalej brnął w muzykę, stawiając na  bębny właśnie. Mimo sprzeciwu rodziców, którzy tłumaczyli swoje postanowienie troską o słuch syna, nieustannie ciągnęło go do perkusji. Wymarzone instrumentalne drogi Roberta się nie zeszły, więc padło na gitarę. Po trzech lekcjach stwierdził, że to nie dla niego. A po rocznej przerwie powrócił do sześciostrunowej piękności i jako samouk kształtował swoją muzyczną postawę i gusta. -W moim życiu było wiele pomysłów, ale cieszę się, że to właśnie ten z  gitarą w roli głównej spełnił się samoistnie. -Robert pobierał 'kolejne lekcje od losu', aż w końcu ten los, o którym melodycznie wypowiada się na płycie, mianował go gitarzystą.
     I to właśnie ta szeroko pojęta sfera sztuki, jaką jest muzyka, nadała kształt tej znajomości.

     Team Kwiatkowska&Kapkowski jest jeszcze świeżynką, mimo iż działają już ładnych parę wiosen. W tym roku, to właśnie debiutancka płyta dostarczyła im serię wiecznie nadciągających odbiorców. Więc jak rysuje się historia tego krążka, owej brakującej części? 

     Wyłączna sugestia wydania płyty stanowiła kombinację losowych zdarzeń. -The Missing Part powstało dla przyjemności, jako odskocznia od Cheap Tobacco - wspomina Natalia - żadne z nas zupełnie nie zastanawiało się nad nagraniem płyty. Los jednak chciał inaczej - czyli pobierając kolejną 'kolejną lekcję od losu', wysłuchali pewnej osoby, która jakiś czas temu zjawiła się na ich szlaku. Marcin Musiał uznał za grzech nieposiadanie tego elementu i zdeterminowany przez dwa lata się im przypominał, aż w końcu, ku uciesze obu stron, marzenia się urzeczywistniły.
      Snując opuszkiem po biało-czarnej okładce, dopadają mnie następne skojarzenia. Fikuśna, a zarazem wysublimowana grafika obnaża dwa oblicza. Dwie połówki złączone gryfem gitary. Czy można doszukać się w tym konkretnej analogii, pewnej metaforyczności? -Chyba najlepiej powiedzieć, że połączyła nas muzyka. Grafika również jest nawiązaniem do naszej nazwy. A gryf gitary - to muzyczny symbol, stanowiący piękne dopełnienie - wyznaje artystka.

     Co tak naprawdę gra im w duszy? Wychodzę z przekonania, że mają wiele ukrytych twarzy, a ich wnętrze składa się z rytmicznej układanki. Czy to właśnie, zupełnie różniąca się od pozostałych, zaginiona cząstka scaliła ten duet? Mocne, niemalże rockowe brzmieniowo Cheap Tobacco ideowo kontrastuje z delikatną akustyką The Missing Part. Jak rozgryźć ten dylemat - co jest bliższe ich sercom?

     Natalia: Wszystko! :)

     Robert, dołączając się do powyższej wypowiedzi koleżanki, tłumaczy, że jest świadomy tego miszmaszu, w którym tkwią, ale dostrzega jego główną zaletę, jaką jest fakt, że są niczym nieograniczeni, a w swojej twórczości wyzwalają pełną wolność gatunkową. -Nikt nam niczego nie narzuca, nie trzymamy się jednej określonej stylistyki. Gramy z intencją, by przekazać odbiorcom pewną treść, niezależnie od tego, w jakiej formie ją przedstawimy. Nikt nie założy nam kajdanek.
    Ta rozbieżność wynika też z odmiennych gustów muzycznych poszczególnych członków zespołu. O ile Robert z Natalią nadają na podobnych falach wrażliwości, w Cheap Tobacco bywa różnie. I o ile Robert przyznaje się ostatnio do szperania w cięższych, rockowo-metalowych i elektronicznych zakamarkach, Natalia pozostaje, jak wymyślił gitarzysta "jazzującym zajączkiem". -Nigdy nie chcieliśmy być zamknięci w jednym gatunku i nigdy nie zastanawialiśmy się jak określić to, co tworzymy, po prostu działamy i to naturalnie nas oddaje, może właśnie dlatego jest szczere, nasze. W głębi duszy tęsknię nieco za delikatniejszymi brzmieniami, chociaż zespół daje mi ogromną energię, żywiołowość, której z kolei w duecie jest mniej. To wszystko się uzupełnia i dlatego mamy cały wachlarz możliwości.
     Jedną frazą balansowanie i przełomowość to ich sposób na muzykę.

     Odwołując się do mocy kawałów o parze muzyków poszukujących swojego kąta, których kwiatki już dawno zwiędły, a lodówki świecą pustkami, urozmaicam swój zasób informacji o to, w jaki sposób funkcjonuje artysta pokroju Kwiatkowska/Kapkowski.

     -Poza muzyką (koncertami, sesjami nagraniowymi, tworzeniem, próbami) nasze życie to przede wszystkim jazda samochodem i pokonywanie tysięcy kilometrów oraz praca organizacyjna (managerska i logistyczna). Ponieważ wszystko robimy sami, zajmuje nam to właściwie cały czas jaki posiadamy i niewiele zostaje na cokolwiek innego - wyjaśniają.
     Gdyby nie muzyka to..? Pewnie sport! - Robert na pierwszy ogień - Zająłbym się jakąś dyscypliną sportu, tak jak robiłem to przed wkroczeniem w świat muzyki. Staram się jakoś połączyć te dwie pasje. Zawsze próbowałem robić tak, aby na rzeczach, które sprawiają mi przyjemność spędzać jak najwięcej czasu. - A Natalia? -Gdyby nie muzyka, to zamieszkałabym w lesie albo na wsi, miała swój ogródek z warzywami i mnóstwo kwiatów. Psa, kota i właściwie nic więcej do szczęścia nie byłoby mi potrzebne. Siedziałabym godzinami w bujanym fotelu i piła herbatę. Albo wzięłabym plecak i jechała przed siebie bez bliżej określonego celu....właściwie w obu tych przypadkach towarzyszyłaby mi gitara, więc chyba nie ucieknę od tej muzyki.

     Z ich koncertowej prezentacji wywnioskowałam, że wspólnie tkwią w melodyczno-sympatycznej symbiozie. Konfrontując moje dziennikarskie domniemania, poznaję historię duetu. Odnosząc się do powyższych frazesów: w Krakowie, podczas jednego z jam session, on zapytał ją czy kojarzy "Little Wing" J. Hendrixa. Jak twierdzi wokalistka, akurat to była jedna z niewielu piosenek, które wtedy znała, więc postanowili ją zagrać wspólnie. I tak już zostało. Przez rok wykonywali ją na każdym jamie. 

     Wnikając w temat współistnienia duetu, dowiaduję się dalszych procesów, które wywarły znaczący wpływ na ich sceniczną 'kontaktowość'.  -Ze względu na to, że znamy się dość długo, myślę, że dobrze czujemy się w swoim towarzystwie i na scenie przede wszystkim. Przyjemnie jest się razem powygłupiać i pobawić trochę naszą muzyką, jak również połączyć się w powadze utworu (co świadczy o podobieństwie naszych wrażliwości). Muzyka Roberta ma źródło w nim samym, w jego emocjach. Dostrzegam w nim ponadprzeciętną szczerość i honor. - opowiada Natalia. -Wydaje mi się, że to jakoś tak od początku 'zażarło' i momentalnie potrafiliśmy dojść do porozumienia. Wystarczyło coś zagrać i wpadaliśmy na podobne lub identyczne pomysły. I z pewnością nasze wrażliwości na to oddziałują -kontynuuje gitarzysta.
     -Lubimy smutne piosenki - z humorystycznym akcentem wtrąca Natalia. Lecz, jak stwierdza Robert, który podczas swej muzycznej kariery miał przyjemność współpracować z wieloma muzykami - nigdy z nikim nie udało mu się wytworzyć tego co z Natalią. Mówi o niej 'piękna kobieta o pięknej duszy, wulkan emocji', ceni za naturalność i spontaniczność, niepowtarzalny charakter oraz temperament. I, co podkreśla, cieszy się, że dwie takie istotki mogły się na tym świecie spotkać.

          Wytworzone między nimi porozumienie koncertowych energii, sprawia, że są unikatowi w odbiorze. Spoglądając na tę błękitnie nakręconą dwójkę, odczuwasz etapy przenikania ich wrażliwości i uderzania w twój pogląd na muzykę. Możesz słuchać, patrzeć, możesz pełnym zestawem swych narządów pochłonąć tę opowieść. Każdą emocję, dźwięk i słowo niczym piankę z filiżanki kawy spić, tak delikatną, na której dnie czeka gorzki, blady, ziarnisty deszcz przekazu. Jednak w ich brzmieniu nawet rozpaczliwą aurę przesłania zalążek nadziei. Mimo wszystko wypełniona luka nie domyka w pełni tej historii...


"... patrząc w gałęzie
schronienie przed deszczem
wiem tylko jedno -
brakuje Cię jeszcze ..."

*ZA CICHO (N.Kwiatkowska / R.Kapkowski)
 



czwartek, 29 czerwca 2017

BLUESzapowiedź I XI Blues w Leśniczówce

Panie i panowie, melomani, muzyczne serca, błękitne, czarne i białe dusze, wyznawcy kwiecistych idei, aż w końcu miłośnicy blues-rockowej otoczki Mirachowskich Lasów (niemalże nietkniętych polityczną decyzją), przyjaciele oraz przyszli współsłuchacze, muzycy, bluesmani i bluesmanki -
XI edycja festiwalu Blues w Leśniczówce już w piątek zabrzmi na Kaszubach!


Sentymenty

To dopiero moje czwarte spotkanie z mirachowską ideą bluesa. Wciągnięta w ten, dość krótkometrażowy wir wydarzeń, dostrzegam coraz większą otwartość, balansowanie między pochodnymi tytułowego bluesa. Następują drobne modyfikacje. Czyżby to efekt wzmożonego urodzaju muzycznych kolebek? Coraz to nowsze oblicza swoistych bandów? Rozwój mojego rodzimego gatunku stawia przede mną dylemat.  Mimo wszystko czuję do tego miejsca, tej błękitnej aury sceny w leśnej oprawie, pewien sentyment. Blues w Leśniczówce to skala bluesowych smaczków,  rozgrzewka totalnie różnorodnych indywidualności przed letnią falą festiwalowych momentów. A każda historia zaczyna się właśnie tu - w Mirachowie.

2007

To rok, gdy po raz pierwszy 'w scenerii mirachowskich lasów odbył się niezależny i najbardziej klimatyczny festiwal w Polsce'. Głową tego całego brzmieniowego zamieszania jest, znany wszystkim, Krzysiu Melder, czyli organizatorska osobowość z duszą leśnika w blues-rockowym rytmie. Od 11 lat wraz z Leszkiem Przewoskim wprowadzają festiwalową społeczność w sferę bluesowych i okolicznych częstotliwości, prezentując na scenie przekrój przez rozmaitą szatę wykonawców. A oto wykaz gwiazd, które gościły w Mirachowie:

Pierwsza edycja  2007.09.08
Tipsy Drivers; Mississippi Blues;  Mojo Hands; Young & Zgreds 

Druga edycja 2008. 07.11
J.J Band; Midnight Travel; Mojo Hands; Young & Zgreds; 

Trzecia edycja 2009.07.17
Hoodoo Band; Adam Kulisz K3;  Blues Mobile; Young & Zgreds

Czwarta edycja 2010.07.02
Śląska Grupa Bluesowa; Devil Blues; Saqva Blues Band; Young & Zgreds

Piąta edycja  2011.07.09
Siódma w Nocy; Karolina Cygonek Band; Kajetan Drozd Acoustic Trio; 
Grupa 51; Young & Zgreds

Szósta edycja 2012.07.13-14
Dzień pierwszy: The Moongang;  All Sirat; Włodek Sobczak Trio; Mississippi Blues; Samowolka
Dzień drugi: Harmonijkowy Atak; Za Fczesnie Fstałem; Bez Jahzg; Viagra Blues; Chór Gospel; Young & Zgreds 

Siódma edycja: 2013.07.11-13
Dzień pierwszy: Bluesferajna; Claude Hay
Dzień dugi: Kasa Chorych; 20Mil od Miasta; Johnny Coy; Young & Zgreds
Dzień trzeci: Shakin Dudi;  Bartek Miarka Band; Cotton Wing; Czarodzieje z Kaszub; Roadside

Ósma edycja: 2014.07.4-5
Dzień pierwszy: Zydeco Flow; Young & Zgreds; Cheap Tobacco
Dzień drugi: Cherries In Ski; Tres Hombres; Jan Gałach Band; Zdrowa Woda

Dziewiąta edycja: 2015.07.3-4
Dzień pierwszy: ach'n'becher; Drunk Lamb; Acoustic Underground :) ; Dani Wilde Band
Dzień drugi: Jo & Lazy Fellow; Highway; Magdy; Dr. Blues & Soul ReVision

Dziesiąta edycja: 2016.06.30-07.02
Dzień pierwszy: Joe Colombo feat. Kasia Skoczek
Dzień drugi: Szulerzy; Tipsy Drivers; Jan Gałach Band; Dudley Taft Band
Dzień trzeci: The Woods & Leśna Brać; Tandeta Blues Band; Blues Menu; Kajetan Drozf Band; JJ Band

Jedenasta edycja: 2017.06.30-07.01  



Niespodzianka 

Odkąd zaczęłam tworzyć w Poczekalni Bluesa, zawsze chciałam wspomnieć o tym festiwalu, który był pierwszym, z jakim miałam do czynienia :) Szczególnie podczas dziesiątej, jubileuszowej edycji, która (ze względu na atmosferę, lecz także oprawę muzyczną) była jedną z moich ulubionych. Dodając małą anegdotę, z moją przewrotną egzystencją w roli głównej - do wczoraj miałam pewność, że podczas festiwalu będę w zupełnie innym miejscu, w innej krainie geograficznej, w innym (aczkolwiek muzycznym) celu. Jednak życie lubi przynosić mi niespodzianki, z jednej strony dosyć niefortunne, a z drugiej - możliwość uczestniczenia w festiwalu jest idealnym rozpogodzeniem mojego przygnębionego, błękitnego niczym melodia uwięziona w nim - umysłu. Dlatego jestem niezmiernie ucieszona faktem, że spotkamy się w Mirachowie!


XI - edycja nowości

Oj się będzie działo! XI rok Bluesa w Leśniczówce oferuje nam różnorakie formy muzycznych aktywności. Dlatego też program jest niezwykle barwny. Zaczynamy w piątek o piatej po południu przy dźwiękach Mr. Big Jack. Kolejna prezentacja należy do moich ulubieńców - Blues Junkers. Następnie usłyszymy ekscentryczny Gruff, a gwiazdą wieczoru będzie Dave Fields Band z USA. Sobota będzie mniej tradycyjna, gdyż weekend rozpoczniemy małą nowością - smacznym bluesowym śniadaniem, synchronizując się z melodiami lokalnego tria Natalia, Darek & Piotr (dawniej muzyków formacji Young & Zgreds). Powrócimy do Mirachowa wesołym autobusem i poznamy to bielsze oblicze blues-rocka, wsłuchując się kolejno w zespoły: Makar & Children of The corn, Bracia i Siostry, Pokój Numer 3, a zwieńczeniem wieczoru będzie kolejna ideowa modernizacja w postaci stałego bywalca mirachowskiej sceny - Jasia Gałacha, który wraz z przyjaciółmi zaserwuje nam legendarną moc The Allman Brothers Band.

Inwitacja

A więc: wszyscy, do których skierowałam ten apel, wszyscy, których w apostrofie zawarłam i wszyscy, którzy niniejszy artykuł czytają, WSZYSCY - widzimy się w Mirachowie! /mbluedrag