środa, 24 sierpnia 2016

Utwór, który żyje wiecznie I Nobody Wants You When You're Down and Out

Kiedyś żyłam życiem milionera.
Wydawałam pieniądze i nie martwiłam się o to.
Kupowałam bimber, likier, szampana i wino
I doskonale się bawiłam.
Kiedy straciłam wszystkie pieniądze,
Poczułam się bardzo samotna.
Nie mogłam znaleźć ani przyjaciół,
Ani miejsca, dokąd mogłabym pójść...
I jeżeli jeszcze kiedyś położę rękę na forsie,
Będę o wiele bardziej ostrożna, bo wiem, że
Nikt Cię nie chce, kiedy jesteś down i out...
Matka mówiła mi to, ale kiedy jesteś młody,
Sądzisz, że wszystko już wiesz.
Jeśli uda Ci się i staniesz mocno na nogach,
Przyjaciele wrócą do Ciebie i powiedzą,
Że to Ty ich opuściłeś.
Tymczasem ja wiem, że
Nikt Cię nie chce kiedy jesteś down i out,
Nikt Cię nie chce, ponieważ
Jesteś down i out.


Czy istnieje prawdziwsza prawda od bluesa?


     W muzyce cenię przede wszystkim przekaz. Blues to prostota tematyki, przepełniona naturalną dla człowieka emocjonalnością. Nie udaje. Nie kamufluje się. Blues krzyczy wprost jak jest. Oddycha samodzielnie, po swojemu.
     Większość standardów bluesowych ma znaczenie ponadczasowe. Trwa wiecznie. Jest ich sporo. Ale jeden jest mi w pewien enigmatyczny sposób przeznaczony. Żyje we mnie, a gdy go śpiewam, on dotyka najgłębszych skrytek mojej niebieskiej duszy. Wskrzeszam go wizją sytuacji osób, które przerobiły scenariusz tego utworu. Były, a może i nadal są down i out.
     Historia Nobody Wants You When You're Down and Out sięga roku 1923, kiedy dwudziestolecie międzywojenne było już w pełnym rozkwicie i zaczęto doświadczać nowej ery dobrobytu. Jednak nawet w obliczu wszelkiego optymizmu, Jimmy Cox napisał przestrogę o kapryśnej naturze szczęścia i towarzyszących mu związkach. 
     Chociaż oryginalnie tytuł brzmi Nobody Knows You When You're Down and Out, nie bagatelizując ideału pisarza/kompozytora, preferuję wersję z czasownikiem 'chcieć'. Ta jedna część mowy często przechodziła zmiany w tytule, w zależności od wykonawcy, np. Blind Bobby Baker z Bobby'm Leecanem, zarejestrowali ten standard jako Nobody Needs You... (Perfect 133, 1927). 
     Pierwsze nagrania pojawiły się w 1927 roku, natomiast największą popularność w czasach międzywojennych zyskała wersja Bessie Smith, która nagrała ją w maju 1929 roku z instrumentalnym akompaniamentem wzbogaconym o dźwięk trąbki. Co ciekawe, krążek z nagraniem piosenki został wydany w piątek, 13 września 1929 roku i nagle słowa okazały się prorocze - największy spadek wszech czasów na nowojorskiej giełdzie zasygnalizował początek Wielkiego Kryzyzsu. Dlatego utwór ten stał się hitem - był odzwierciedleniem sytuacji społeczeństwa.
     Liczni muzycy zaczęli po swojemu interpretować i utrwalać bluesową kompozycję w różnych odsłonach. Do lat sześćdziesiątych XX wieku ukazały się wersje nie tylko bluesowe, ale również jazzowe, soulowe i rockowe, które nagrali m. in. Eric Clapton, Janis Joplin, Nina Simone, Sam Cooke, czy The Allman Brothers Band.
     W mojej historii nie zaczęło się od Bessie Smith. Tylko jedna wersja jest moim sensem od początku. Trąbkę z nagrań Bessie słyszę w głosie wokalistki. Moim przebojem stał się 'chcieć', który zapisano w historii polskiego bluesa podczas Blues Koncert '83. Koncert Pierwszej Damy Bluesa. Nobody Wants You When You're Down and Out w wykonaniu Eli Mielczarek jest kwintesencją bluesowej szczerości. Wstęp (kawałek tekstu), który umieściłam powyżej, a którym Mielczarek wzbogaciła swoje wykonanie, ułatwia przesłanie, wciąga do świata tego utworu, sprawia, że słuchacz pochłania słowa Coxa, tak naturalnie wyśpiewane wysnutą z duszy piosenkarki melodią. 
    Mielczarek to bluesowa miłość z podstawówki. Dopiero później pojawił się w moim życiu mężczyzna, aktualnie moje uzależnienie, czyli po prostu Clapton. Szalony slowhand zawładnął moim muzycznym światem oraz zrewolucjonizował dotychczasowe pojęcie bluesa. Chociaż znam go od najmłodszych lat (mam w domu, poza mną, dwa pokolenia fanek Erica), to zakochałam się w nim cztery lata temu. Wtedy też, słuchając jednej, chyba z najbardziej znanych płyt, Unplugged (Reprise Records, 1992), wsłuchałam się szczególniej w pewien utwór. Wstęp momentalnie wciągnął mnie w jego Claptonowską specyfikę. Wchodzi piano, a (uwielbiany przeze mnie) akustyk dalej gna do przodu. W końcu moją uwagę skupia już tylko głos, przez który się rozpływam i słowa... Słowa, to przecież te słowa! Patrzę na spis utworów - moja szczęśliwa szóstka i Nobody! Już dalej śpiewamy razem. 
     Te dwie wersje zobrazowały mi wówczas bluesa jako jedną wielką indywidualność. Nawet w standardzie, opierając się o te same akordy, możesz zbudować z własnych emocji własny przekaz. Ponadczasowy przebój wykonany już na tysiące sposobów może żyć jeszcze dłużej, kiedy ty stworzysz swoją drogę. Nobody Knows/Needs/Loves czy Wants You When You're Down and Out jest na to dowodem. Ten artykuł nie był wyłącznie o piosence, lecz także o możliwościach w bluesie. Dlatego tak go kocham. /mbluedrag








                       

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

BLUESzapowiedź I Kaszubskie obchody Dnia Bluesa 2016

POLSKI DZIEŃ BLUESA 2016

16 września - data znana chyba wszystkim miłośnikom B.B.Kinga i gatunku, którym żył. Od 2005 roku, to właśnie data narodzin legendy oznacza nasze rodzime święto - Dzień Bluesa! Więc tego dnia od Ślązaka po Kaszuba celebrujemy na bluesowo. Z tego powodu, iż jestem mieszkanką regionu kaszubskiego, chciałabym zachęcić Was do obchodów tego, bliskiego bluesowym duszom dnia, w tym oto miejscu. A jest doskonała okazja... 

      Albowiem 16 września w stolicy Kaszub, czyli w Kartuzach, zawita polski bluesman - Romek Puchowski. Postać przepełniona pozytywną energią i przesiąknięta potęgą bluesa. Najczęstsze słowa, które pojawiają się w jego biografii to: wirtuoz, slide, mistrz, improwizacja, osobowość, energia, gitara, geniusz i, chociaż nieuwzględniona, ale wisząca nad tą gromadą wszechobecna wolność. A o wolności tego wieczoru będzie sporo, szczególnie przy okazji zaprezentowania przez Romka jego ostatniej płyty FREE (Soliton, 2013). Program, który przedstawi autor albumu podczas tegorocznego Dnia Bluesa, będzie zestawem pieśni źródłowego bluesa, do których, jak wspomina artysta, fascynacja została wskrzeszona na dobre po powrocie z ubiegłorocznej podróży po Delcie Mississippi. 

     Czyli podczas koncertu usłyszymy autorskie kompozycje Puchowskiego, pachnące (no ba!) bluesem, a także zostaniemy wprowadzeni w klimat kolebki bluesa, podczas oglądania zdjęć z podróży muzyka, oczywiście okraszonych opowieściami z drogi. 
    Dlatego wraz z organizatorami (Pub&Bowling Pod Orłem, Blues W Leśniczówce) zapraszamy serdecznie Pod Orła do Kartuz 16. września! Startujemy o godzinie 20.30. Bilety (15 zł) są dostępne w Pubie, recepcji hotelowej Hotelu Pod Orłem, oraz na biletyna.pl lub kupbilecik.pl (klikając przekierowuje prosto do tego wydarzenia!). A więc, jak określił Romek: "Jest ogień i DOBRO!!!"
   Tego jednego dnia w roku oddajmy cześć B.B., Królowi Bluesa w rocznicę najradośniejszego dla człowieka dnia, jakim są narodziny, i w ten czas promujmy kulturę i historię tego gatunku, a także po prostu świętujmy i bawmy się! Do zobaczenia :) /mbluedrag


niedziela, 21 sierpnia 2016

Legendy Bluesa I Muddy Waters

Muddy Waters - czyli w wolnym przekładzie - brudna woda. Sądzę, że ten przydomek jest odpowiedni dla McKinley'a Morganfielda (prawdziwe nazwisko artysty), którego głęboka, czarna barwa głosu wypływa z jego duszy jak 'brudny' strumień czystego w swej postaci bluesa. 
    Jak zakochałam się w ojcu chrzestnym bluesa? Trzy lata temu, na początku gimnazjum, zaczęłam interesować się bluesem na poważnie i chłonąć jego dźwięczno-emocjonalną  istotę. W skutek tego muzycznego uzależnienia, podczas Gdynia Blues Festival, zajrzałam do stoiska z winylami (addict!). Szukam, wypatruję. Wodzę swym bluesowym okiem. Mam. Okładka. Kubek, słoma i wystający z niego słup z jedynką (bo krążki były dwa). Czytam: Muddy Waters Blues Band, Live at Jazz Jamboree '76, The Warsaw Session (PolJazz, 1976). To przecież Muddy Waters! Tak, ten Muddy Waters... Muszę ją mieć. Już jest. Moja. Wracam do domu i odpalam Denonka. Pierwsza płyta, strona B. Kręci się, kręci i... Baby Please Don't Go rozwiewa moje wątpliwości - Muddy jest wykonawcą, bluesmanem, który wzbudza we mnie dreszcz. Może nie ten sam co B.B. czy Clapton. Każdy z nich w inny sposób gra bluesa na moich uczuciach. Waters dodaje mi mocy. Blues power. W odpowiedzi na pierwszy utwór szepczę: "Nie odejdę, nigdy nie odejdę, Muddy". I tak zostaję w stanie wieczornego bluesa i słucham. Dziesięć lat wcześniej od Live at... ukazała się płyta Down on Stovall's Plantation (Lilith Records, 1966), która również zawitała na talerzu mojego gramofonu, jak i Muddy "Mississippi" Waters Live (Blue Sky Records, 1979). Muzyka, teksty Watersa opierały się, jak to blues - na życiu. Na pracy. Na muzyce. Na miłości. W utworze Forty Days and Forty Nights Waters wyśpiewuje swą tęsknotę za ukochaną, która odeszła.

Szukam jej co chwilę
Jak ślepy w ciemności
Miłość może uczynić z biedaka bogacza
Albo złamać jego serce, nie wiem które...

    Często to tłem jego kompozycji jest prośba, nieustanne błaganie, by wróciła. W Mannish Boy usprawiedliwia się: Jestem facetem, jestem urodzony by kochać. A ja kocham ten trafiający w sedno blues Delty. W wykonaniu Watersa jest po prostu ubarwiony miłością. 
   A teraz krótka notka biograficzna legendy. Jak już wspomniałam, Muddy naprawdę nazywał się McKinley Morganfield. Okres jego bluesowego życia przypada na lata (jak twierdził artysta) 1915-1983, chociaż oficjalna wersja przedstawia rok narodzin na 1913. Również miejsca narodzin są dwa. Ale nie będziemy na ten temat polemizować. W każdym razie faktem jest, że pierwszego nagrania dokonał w 1941 na plantacji w Delcie Mississippi dla Biblioteki Kongresu. Później przeprowadził się do Chicago, gdzie tworzył rodzaj bluesa odpowiadającego nazwie tego miejsca. Zmienił gitarę akustyczną na elektryczną, a do zespołu dodał sekcję rytmiczną oraz harmonijkę ustną. Jego kontrabasista, Willie Dixon (który jest dla mnie równie ważną legendą) był autorem tekstów wielu piosenek Watersa. W 1980 roku Muddy został wprowadzony do Blues Hall of Fame (stworzone przez Blues Fundation w tym samym roku), czyli panteonu sław honorującego osoby, które wniosły znaczący wkład w rozwój muzyki bluesowej, wykonywały, nagrywały lub dokumentowały muzykę tego gatunku. W '87 również do Rock Hall of Fame. Nagrał ponad 40 albumów! 
    Muddy Waters jest przedstawicielem bluesa chicagowskiego i bluesa Delty. Obok B.B. Kinga, uznawany jest za ojca chrzestnego białego bluesa, czyli blues rocka. Jest legendą. Dołączam go do gwiazd na głębokim, czarnym, bluesowym niebie. /mbluedrag


sobota, 20 sierpnia 2016

BLUESrecenzja I Blues z kapustą

"Bracia i Siostry w bluesie - niech blues będzie z Wami!" 

    To słowa, które najlepiej podsumowują ostatnią publikację ich autora. Blues z kapustą Jana Chojnackiego to nie tylko przepis na to z lekka kontrowersyjne, lecz z pewnością pyszne, z muzycznej perspektywy danie. To przede wszystkim historia relacji, więzi, jaką jest nietypowa przyjaźń Chojnackiego z muzyką, a szczególnie z jej gatunkiem, od którego wszystko się zaczęło...
     Blues. Fundament muzyki. Zmącony dymem czarnych i bielszych dusz stworzył kolebkę życiowej prawdy improwizowanej w oparciu o smutne, mollowe akordy. Jednak, jak przekonuje autor, blues to nie tylko niebieski, ale również czerwony, zielony i żółty, czyli cała paleta emocjonalnych, bluesowych różnorodności w intro - jako wstęp do powieści J.Ch.
     Bluesa z kapustą, zresztą jak wskazuje tytuł, można recenzować w dwojaki sposób: kulinarnie i, z bliższej mojej duszy, muzycznej perspektywy. Wybierając pierwszą drogę, stwierdzam, że jest to wyśmienite danie, które kucharz Chojnacki przyprawił odrobiną goryczy i pełnią humoru, wspominając absurdy PRL-u, nutą sentymentalności - wprowadzając nas w jego historię oraz barwne życie i na słodko z miłymi wspomnieniami związanymi z Ukochanym Artystą i wieloma innymi muzycznymi legendami. 
    Z drugiej strony książkę autora audycji Bielszy Odcień Bluesa czyta się jak utwór muzyczny. Analizując kolejne dźwięki, części tego utworu, pochłaniamy kolejne kartki rozdziałów. Odczuwamy, interpretujemy w indywidualny sposób. Każda fraza buduje w nas momentalnie przypływ emocji, wzruszeń, uśmiechu - jak blues. Jan Chojnacki zasługuje na miano kompozytora, który w swoim dziele zawarł historię, szczerość i przesłanie. "Blues is easy to play, but hard to feel" (J. Hendrix) Bluesa łatwo jest grać, ale trudno go poczuć. Tak samo trudno jest o nim pisać. Jan Chojnacki zrobił to świetnie.
    Blues z kapustą jest lekturą wskazaną dla każdego miłośnika tego gatunku muzycznego, jak i fana samego autora, dla zainteresowanych jego przygodami, bez ograniczeń wiekowych. Osobiście dodam, że jako przedstawicielka młodszego pokolenia, dowiedziałam się kilku nieznanych mi dotąd ciekawostek z bluesowego świata. Lecz przede wszystkim jeszcze bliżej poznałam niezwykle charyzmatycznego człowieka, z duszą, bluesem w sercu i w walizce. W sekrecie dodam, że Jana Chojnackiego uznaję za autorytet w muzyczno-dziennikarskiej  (radiowej) branży. 
    Wracając do kapusty, no i bluesa oczywiście! Uwaga czytelnika, przynajmniej z mojego subiektywnego punktu widzenia, skupia się na zabawnej i doskonale odzwierciedlającej treści grafice. Obrazki, zdjęcia są idealnym przypieczętowaniem tekstu. Czcionka jest swobodnym nawiązaniem do idei luz blues. Zaintrygowała mnie okładka, na której widzimy J.Ch. a wokół niego znanych muzyków i nie tylko. Moje zainteresowanie skupiło się na wychylającym się zza pleców Chojnackiego Tadeuszu Nalepie, który w tym wypadku przypomina uchwyconego na okładce autora! (Tak, tak to spojrzenie!) Ale dosyć o okładce, liczy się to, co jest w środku! A tam blues po prostu. Idealny na książkowo-muzyczne wieczory. Wciągający, uzależniający przekaz. I prawdziwy.  Polecam! / mbluedrag