piątek, 30 września 2016

BLUESinterview I Romek Puchowski

Blask świetlnego szlaku. Kołysze bluesa w ciemni. Nurt żelaznych dźwięków trafia w oblicze srebrnej duszy DOBRO. Oddycham tonami bluesa Delty o polskim charakterze z nad Wisły. Odpływając ku mocno niebieskiej głębi muzyki, poznaję wolność - postać wyzwalającą niezwykłą energię, 'nieprzypadkową', której fascynacja archetypicznym bluesem doprowadziła do poszukiwania duchów za oceanem... O swej podróży do kolebki bluesa, muzycznym szaleństwie i wolności, w Polski Dzień Bluesa opowiedział Romek Puchowski.

Kontrasty

-Nie wierzę w przypadki - od tych słów zaczyna się historia niezwykłych zbieżności i kontrastów, które skonstruowały ludzki odpowiednik DOBRO - Romka Puchowskiego. Jak stwierdza artysta fakt, iż gra na instrumencie o tej wdzięcznej nazwie, wynika z tego, że jego życie zmierza w kierunku dobra. Dobra absolutnego. Jak wspomina Romek, historia pierwszych zetknięć z gitarą rezofoniczną sięga lat 70., kiedy brzmienie usłyszane w radiu olśniło go. W czasach gdy Polska była za żelazną kurtyną, w kraju nie istniały możliwości zsynchronizowania się z takimi instrumentami. Podczas jednego z pobytów w Wielkiej Brytanii, dotąd nieświadomy w pełni tej gitary muzyk, na Denmark Street, gdzie było ogromne centrum sklepów muzycznych w Londynie, zobaczył ją. Wiedział już, że to jest to, że do tego zmierza. Zmysły słuchu i wzroku zostały zaspokojone, jednak został jeszcze dotyk. Czasy i ceny takich przedmiotów sprawiły, że dopiero parę lat później, w Gdyni DOBRO odnalazło swojego człowieczego bliźniaka i zrosło się z nim już na zawsze. -Ten instrument emituje bardzo szerokie spektrum niuansów, ledwie słyszalnych alikwotów, które sprawiają, że aura tego brzmienia jest nieprawdopodobna. Wymaga więc z jednej strony siły, a z drugiej wrażliwości. Tak też trochę ja jestem skonstruowany. - oświadcza. Dla mnie Romek Puchowski to wyśrodkowanie sił - męskości z delikatnością, słowiańskie DOBRO i akustyczna ROMANtyczność.
Klasyka, punk i blues
Powróćmy na chwilę do przeszłości. Najpierw była klasyka. Dźwięku gitary klasycznej na żywo doświadczył w podstawówce, podczas prezentacji pani profesor z wyższej szkoły muzycznej z Gdańska. I to, jak wspomina muzyk, zrobiło na nim ogromne wrażenie, 'gitara przygniotła go do krzesła, wbiła w ziemię'. Z klasyką miał do czynienia na co dzień w domu. Jednak siostry Romka posiadały kasety z inną muzyką i to w ten sposób doznał inaczej wykorzystanego brzmienia gitary. A więc zaczęło się od suity Peer Gynt Griega, poprzez muzykę z filmu Jeremy, aż w końcu taśma skrywana przed rodzicami. Doo Doo Doo Doo Doo  (Heartbreaker) The Rolling Stones sprawił, że gitara go ujęła i jak stwierdza, wtedy rzeczywiście nim huknęło. Wychowywał się w czasach glam rocka. Grał na gitarze basowej w zespole punk rockowym. Gdy zaczął słuchać Trójki, trafił na audycję Marii Jurkowskiej i tak zapadło mu to w pamięci, że kiedy dorwał gitarę akustyczną, kombinował na niej z bluesem. Według Romka wykorzystanie gitary akustycznej w bluesie jest najbardziej 'totalne z totalnych' oraz jak twierdzi, nie można tego instrumentu pełniej, w najbardziej dziki sposób wykorzystać niż taki, w jaki robili to Son House, Willie Brown, czy Robert Johnson. To absolut. Te wielkie legendy nie były w stanie jeździć z zespołem, tylko z małą gitarką i wobec tego ich transowa, szalona wyobraźnia robiła z instrumentem, co robiła, co pozostawili. -I chyba dlatego gitara akustyczna i blues. Ten archetypiczny blues mnie interesuje -tłumaczy. -Blues ma wiele wspólnego z punk rockiem, ponieważ jest to muzyka buntu przede wszystkim, potężnie naładowana energią. Utwóry Future Blues Williego Browna i No Future Sex Pistols są dowodami na to, że zmagali się z podobnymi problemami. Bluesmani dosięgali dna. Swoją sytuację, niezgodę wyśpiewali, wykrzyczeli w formie sztuki, podobnie jak młodzi ludzie w latach 70. i 80., którzy po prostu źle się poczuli w społeczeństwie, w którym podrośli i postanowili się zbuntować.

Samotny blues Delty

Czarna klasyka. Duch Johnsona na rozdrożu. Pola, gitara i cichy, wplątujący się w powiew śpiew. Śpiew duszy. To moje wyobrażenie miejsca gdzie narodził się blues. Pierwsze odczucie Romka, było takie, że rzecz jest bardziej skomplikowana niż zazwyczaj. -Zorientowałem się, że rzeczywiście I'm on my own - jestem sam. Drugie wrażenie, że jestem w jaskini lwa, ponieważ wynająłem hotel vis a vis rezydencja Elvisa Presleya w Graceland, więc rzeczywiście była to dzielnica związana z historią -opowiada. I zaczęła się przygoda. Najpierw przejażdżka po Memphis przy okazji International Blues Challenge 2015, w którym muzyk wziął udział, i który był inspiracją do całej tej podróży. Następnie w Deltę, do której pojechał w celu skomponowania materiału na nową płytę. Założeniem Romka było włóczyć się, tak jak oni się kiedyś włóczyli i po prostu zbierać inspirację, otworzyć czaszkę. Pierwszy powiew Delty, to powiew podczas jazdy autostradą nr 61 na południe. Friars Point, Lula, Clarksdale. -To co mnie urzekło, to nieprawdopodobna cisza i taki złowrogi spokój, który tam panował. Ludzie w delcie żyją swoim życiem. Miałem wrażenie, że szukam duchów. Przez to robiło się trochę niesamowicie, co sprzyjało tworzeniu i tak powstał pierwszy utwór Searching For The Ghosts In Lula. Uzależniony od drastycznych zmian biegu Mississippi, zwiedziłem częściowo Vicksburg. Przejazdem (nie ma przypadków) trafiłem do Hazelhurst, miejsca, w którym urodził się i wychował Robert Johnson. Z tym miejscem wiąże się kolejna przygoda, a mianowicie wizyty na cmentarzach. Dlaczego? Słyszałem, że Johnson brał lekcje gitary od swojego wuja na cmentarzu i aby mieć pewność, że to właśnie ten, zwiedziłem wszystkie cmentarze w okolicy. Nie wynikało to z żadnych spirytualistycznych pobudek, tylko ten święty spokój i cisza, jak wcześniej wspomniałem, sprzyjały artystycznym tworom. My, nie znając tej kultury, myślimy w sposób nieracjonalny o tej podwyższonej wrażliwości na kwestie nadprzyrodzone, która dla ich mentalności jest normalna – chcesz mieć spokój, idziesz na cmentarz -kończy swą opowieść, a kiedy pytam o pakt z diabłem, mówi: - Żyję w zgodzie z samym sobą i nie czuję takiej potrzeby, dałem na to dowód tańcząc na skrzyżowaniu dróg pod Lula - właśnie zawarłem pakt z DOBRĄ mocą.
Niebieski żywioł bluesa
Unosząc się na niebieskich falach bluesowej głębi jego muzyczne doświadczenie, styl, przekaz pluskają sie jak ryby w wodzie. W wielu utworach np. Jurata, Thoughts Like Fish, czy Głodne wybrzeże można poczuć powiew nadmorskiej bryzy. Woda, jak twierdzi autor tych utworów, jest wszechobecna w jego życiu. Z jednej strony rodzimy Bałtyk, z drugiej polska Wisła niczym rzeka Mississippi... Woda - bez której nie możemy żyć, woda - niebieski żywioł. Żywioł bluesa.
Planeta muzycznej energii
Jeden z recenzentów Free (Soliton, 2013), Robert Trusiak napisał, że Romek "jest z innej, lepszej planety". Postanowiłam oczywiście spytać się z jakiej i wywnioskować, czy to z tego innego, lepszego pochodzenia biorą się tak ogromne pokłady energii... -Jeżeli jestem z jakiejś planety to może być... Koozebane! W Muppetach, w jednym z castingów pojawiły się przezabawne stwory Fazooby, które zamieszkiwały właśnie Koozebane -przedstawia muzyk. Czy stąd ta analogia? Romek jednak twierdzi, że aby mieć tę energię trzeba po prostu ćwiczyć, kumulować ją w sobie i wyzwalać, więc to długi i ciężki proces. Tym razem poznajemy Romka Puchowskiego jako stwora z niesamowitą wyobraźnią. Na energetycznych filarach tej planety z inicjatywy artysty powstała formacja, którą twórca chciał nawiązać do swoich punkowych korzeni i muzyki troszkę eksperymentalnej. Był w jego życiu taki moment, zresztą jak uznaje, za sprawą bluesowych działań, że znalazło się wokół niego kilku muzyków, z którymi mógł to zrobić. Zaczęło się od współpracy z kolegą plastykiem Robertem Turło Z początku projekt audiowizualny „Von Zeit” przekształcił się w awangardową grupę. Mówiąc o karierze, dotknęliśmy znów kwestii wolności, ponieważ, jak uważa Romek, kariera tej wolności nie daje. Najcenniejsze w tym dziale są doświadczenie i kontakt z ludźmi. Romek Puchowski jest na bardzo wysokiej pozycji w muzycznym świecie. Współpraca z wielkimi artystami pozostała w nim uwieczniona, rzecz jasna, w formie doświadczenia. -Z każdej z tych osób, z którymi grałem pozostaje we mnie troszkę doświadczeń. Spotkania naszych energii zmieniają minimalnie w pewien sposób nasze trajektorie lotów. Ważne jest to, żeby być obecnym w świadomości słuchacza, żeby funkcjonować trzeba istnieć w mediach społecznościowych, ponieważ taka jest rzeczywistość.

Autostradą do wolności

Wolność - kwestia, która przewija się nie tylko w twórczości, czy w życiu Romka. Moim zdaniem to on sam w sobie jest tą wolnością. Free - czyli definicja Romka Puchowskiego. -Czuję się wolnym, ponieważ jestem w stanie konsekwentnie pracować nad harmonią między swoim ciałem, a umysłem. Po podróży do Delty zrozumiałem, że muszę jeszcze bardziej zwolnić tempo. W pewnym sensie poczułem się jeszcze bardziej wolny, ponieważ doznałem niesamowitego wyciszenia, uniesienia, mojej aktywności umysłowej i to przysporzyło mi ogromnego komfortu i pewności w tworzeniu. Nadal czuję tą świadomość, że pojechałem tam, by skomponować materiał na nową płytę, spełniłem to założenie i zrobiłem to właśnie tam, w tym miejscu i wtedy. Tworzenie, granie muzyki jest elementem mojej natury. Piszę o życiu, do tekstów trafiają przemyślenia, refleksje, dźwięki są odbiciem wibracji jaka jest mi w danym momencie odpowiednia. Cieszę się kiedy udaje mi się swoją muzyką wytrącić słuchacza z jego codziennej rzeczywistości. Z tego "ciepłego grajdołka", który zbudował. Dobrze jest gdy muzyka koi, odpręża, pobudza do refleksji i pozytywnego działania. Tak, postawiłem wszystko na jedną kartę, na muzykę. Blues mi w tym z pewnością pomógł. Robiłem w życiu różne rzeczy, w muzyce czuję się "jak u siebie". Stawiam przede wszystkim na swoją nową muzykę. Ona wynika z różnych inspiracji oczywiście – z muzyki klasycznej, bluesa, folku. Istotne jest dla mnie podążanie własną drogą, dlatego ważne dla mnie są płyty, które nagrałem z Von Zeit. Stworzyłem Von Zeit dla swoich piosenek, tak bym to ujął. Byli wokół mnie wspaniali ludzie i dali się namówić na wspólne muzyczne szaleństwo. W Von Zeit zafunkcjonowałem na dobre jako kompozytor, autor tekstów, producent. Na to właśnie "stawiam".

I co najważniejsze - nic wbrew sobie... :)